Z tego co widziałem ten drugi co tu pisze (nie mogłem się powstrzymać:D) mimo twierdzenia, iż tak nie jest, znalazł trochę czasu, aby poblogować. Jako, że nie mogę być gorszy postaram się nadrobić nieco zaległości, ponieważ ja jednak spędzam w kuchni trochę więcej czasu. Na moje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że właśnie wróciłem z urlopu, podczas którego z premedytacją nie zbliżałem się do komputera. Ale o czym to ja miałem pisać?
Odsapnęliśmy już po sylwestrowych szaleństwach, a zatem mogę opowiedzieć co jedliśmy podczas piątkowego wieczoru 31 gudnia (w zasadzie to tylko jeden z nas jadł). Dziwnym trafem okazało się, że to ja będę tym, który podejmie się przygotowania dania głównego dla kilku gości. Oczywiście nie mając pomysłu cóż mogłoby to być... Ale od czego są książki kucharskie (ostatnio nawet dostałem jedną pod choinkę, ale o tym w kolejnych postach) oraz internet? Po dość żmudnych poszukiwaniach w końcu znalazłem, coś co nie wymagało zbyt wielu umiejętności kulinarnych, acz było efektowne i co ważniejsze smaczne. Oryginalnie nazwa potrawy brzmiała "kurczak z grzybami pieczony w torebce". W trakcie gotowania sposób przyrządzenia dania uległa drobnej zmianie, dlatego właściwszą nazwą będzie "zapiekanka z kurczakiem i grzybami w sosie beszamelowym".
Sposób przygotowania jest banalnie prosty (jeśli jacyś panowie odwiedzają ten blog, polecam ten przepis, ponieważ naprawdę nie wymaga zdolności kulinarnych, a dzięki niemu można wiele zyskać w towarzystwie, zwłaszcza pań:P) wystarczy kilka filetów drobiowych, ziemniaki, suszone grzyby, tymianek, białe półwytrawne wino oraz sos. Wszystkie produktu układamy warstwami w naczyniu żaroodpornym, bądź też na zwykłej blasze do pieczenia ciast, oczywiście po wcześniejszym wysmarowaniu oliwą tychże. Tak przygotowane danie prezentuje się następująco:
Posypujemy wszystko tymiankiem (najlepiej świeżym) i zalewamy winem. Wkładamy blachę do piekarnika rozgrzanego do 220 st. C i pieczemy do czasu odparowania wina. Finalnym etapem gotowania jest podlanie wszystkiego sosem beszamelowym, aby związać składniki. Następnie jeszcze raz do piekarnika i cóż... gotowe!
W moim przypadku była jeszcze podróż pociągiem z dwiema blachami zapiekanki do Oleśnicy, co było dość karkołomne, na szczęście operacja przebiegła bez większych zakłóceń.
Goście zajadali się robiąc miny wyrażające zadowolenie, czyż nie ma lepszego komplementu dla kucharza?